Jak to się zaczęło..

Żeby to wszystko miało sens, muszę opisać pewną historię...

Prowadziła spokojne, zwykłe, ułożone życie... Podobnie jak większość jej rówieśników, ukończyła studia, znalazła pracę w zawodzie, planowała życie rodzinne z "miłością jej życia". Krok po kroku, w naturalnym rytmie wszystko się układało. Lubiła sprzątać, gotować, urządzać mieszkanie, dbała o szczegóły swojego "gniazdka". Potrafiła całą sobotę spędzić na sprzątaniu tego "gniazdka", aby wszystko było perfekt. 
 
Nie miała szczególnych zainteresowań, pasji, nic ją nie pociągało na tyle, aby poświęcić temu więcej uwagi. Była szarą, nudną, uporządkowaną dziewczyną, która prowadziła szare, nudne, uporządkowane życie. Odpowiadało jej to i lubiła to. I tak już miało pozostać...
Często dziwiła się koleżankom, kuzynkom, które jeździły po świecie, zwiedzały inne kraje, lub chodziły po górach w każdej wolnej chwili. Nie rozumiała jak można być co tydzień w górach "przecież to jest nudne być tam co tydzień. Ja bym tak nie mogła" - mówiła. 

Nigdy nie lubiła trudnych, niekomfortowych warunków. Zawsze na wyjazdach musiał być pokój (a nie namiot), prysznic, porządne schludne WC, dobre jedzenie, wygodne łóżko. Musiało być w miarę czysto i wygodnie. No i ciepło.. Nienawidziła zimna. Kąpiele w zimnej wodzie były nie-do-przyjęcia. 

Generalnie rzecz ujmując była typową, zwykłą kobitką, zależną od komfortu, wygód i ukochanego. I tak by to trwało...tak by się toczyło.. gdyby nie jedno wydarzenie, które wywróciło jej życie "upside down"..

...cóż takie rzeczy się zdarzają..i to - jakby nie patrzeć - dość często. Każdy z nas może swoje życie podzielić na etapy. Takie "od - do" od jednego wydarzenia, które wwierca się w pamięć na wieki, do następnego takiego wydarzenia.
Takie zwroty akcji są dobre - choćby były bardzo trudne - pozwalają nam na spojrzenie na nasze życie z zupełnie innej perspektywy. Czasem nawet coś co wydawało się być niemożliwe, bądź znienawidzone - staje się łatwe i lubiane.

Nasza "perfekcyjna pani domu" nielubiąca trudów wędrówek górskich, biegania, zimna i niewygód, ZNIKNĘŁA.. Nie zdarzyło się to oczywiście z dnia na dzień. Był to PROCES.
..gdy "ukochany" odszedł, gdy zburzył mury bezpieczeństwa, plany i marzenia legły w gruzach, całą osobę naszej "gosposi" wypełniła pustka. I to tak wielka,że gdyby nie instynktowne mechanizmy oddychania, jedzenia i spania, to przestałaby istnieć. Wielu z nas to przeszło - nie będę się rozpisywać, jednak metodą jaką sobie wynalazła na zapchanie czasu i pustki, było próbowanie wielu różnych nowych rzeczy. Sprawdzony sposób - i skuteczny.

Cóż takiego chcę Wam przekazać? Nie rozstanie, nie nudne życie nudnej kobiety, ale to, że po każdej burzy przychodzi słońce! Dzięki PRÓBOWANIU odnalazłam to co lubię robić i co robię dotychczas.

Chcę zainspirować Was do SZUKANIA swojej pasji. Nie kopiowania czyjejś, nie przyjmowania tego co Wam narzucą (bo ukochany gra w bilarda, to ty też musisz). Szukaj WŁASNYCH zainteresowań, dla siebie samej, dla własnego dobrego samopoczucia. Jeśli jesteś kobietą po rozstaniu, bądź egoistką i rób to co lubisz i rób to dla siebie (przynajmniej w wolnym czasie). Znajdź czas tylko dla siebie.

Gdy pustka zaczęła zapełniać się nowymi doświadczeniami, "gosposia" powoli zapominała dlaczego to robi. Dlaczego próbuje tak wiele nowych rzeczy, po co zdobywa nowe umiejętności. Ważne było nie to dlaczego to robi - ale czy sprawia jej to przyjemność. Teraz obiektywnie mogła powiedzieć "ok spróbowałam i lubię to" bądź też "ok, spróbowałam, ale to nie jest zbyt przyjemne, nie chcę tego robić". I tym sposobem nastąpił przesiew poruszanych zainteresowań. Niektóre odrzucone na dobre, inne odłożone na później. A było ich wiele... 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Aktywny Chillout in Hell ;)

Niewschód słońca na Wielkim Choczu

lodowce, góry, rzeki PN Skaftafell i Landmannalaugar