Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2013

Na krawędzi...

Obraz
Stalowoszare, ciężkie chmury nie nastrajają optymistycznie. Nieustająca mżawka potęguje pesymizm i niweczy wszelkie nadzieje na odrobinę słońca dzisiejszego dnia. Krople deszczu spływają po przedniej szybie samochodu, wycieraczki ledwo nadążają je odgarniać... ale ważne, że jedziemy! Dzień jak co dzień – mokry, deszczowy, ale piękny! Czemu? Bo jadę w GÓRY!!! Mam w sobie wiarę, że prognoza pogody się nie myli i po godzinie 10.00 wyjdzie słońce. „W końcu to norweska prognoza – myślę sobie – one mają większą sprawdzalność niż te polskie. Może dlatego, że tu ciągle pada i jak powiedzą, że będzie padać to mają trafność 99%...ale to zapowiadane słońce może się okazać tym 1%, który się nie sprawdzi...”

Zrobić coś szalonego – samotna wyprawa „autostopem w południowej Norwegii”

Obraz
... Rzuciła wszystko i pojechała...   Bilet lotniczy był okazją nie do odrzucenia - 2 zł w obie strony. Musiałam je kupić. Nie było innej opcji... :) Był za to mały szkopuł – mogłam mieć ze sobą tylko bagaż podręczny. Mały 10 kilogramowy plecak : ) Przez 2 tygodnie zwiedzałam południową Norwegię, jednocześnie szukając pracy – bo chciałam się tam przenieść na dobre. Jeszcze wtedy naiwnie myślałam, że skoro potrzebują inżynierów to będą brać nawet bez znajomości języka norweskiego. I może biorą, ale nie w mojej branży – tutaj znajomość norweskiego jest niezbędna.. Pracy nie znalazłam, ale za to znalazłam wspaniałych ludzi, znalazłam życzliwość, dobroć, spokój i radość z podróżowania. Widok z samolotu na Norwegię zapierał dech w piersiach. Obudził głęboką tęsknotę za lasem, górami i przyrodą. Morze, góry, przepiękne wybrzeże fiordowe... Urzekający widok.  

...tak więc stało się....

W pracy, atmosfera jak zawsze - nerwowa. Za ścianą, w sąsiednim pokoju roznoszą się wrzaski, krzyki i nieprzyzwoite słowa... Kolejny stresujący dzień. Dobrze, że się kończy. Wychodzę z bólem żołądka i wiem, że minie kilka godzin zanim mój głodny żołądek coś przyjmie do trawienia. Nim się spostrzegam jest 22.00 Czas spać, bo rano do pracy. Zanim zasnę, jeszcze raz ze stresem pomyślę o nadchodzącym dniu. O kolejnych absurdalnych sytuacjach, projektach, które miały być na wczoraj, albo tydzień temu. Wypijam melisę, żeby móc choć na chwilę zmrużyć oczy dzisiejszej nocy. Z nieustającym bólem żołądka zasypiam.  Wstaje kolejny dzień... wtorek - podobny do dnia wczorajszego... środa... czwartek... piątek... weekend. ...poniedziałek... wtorek... każdy dzień podobny do siebie.. codziennie to samo.. nerwy i stres, przeplatany monotonią i obezwładniającą nudą... i jeszcze otaczające ze wszystkich stron, głośne, awanturnicze miasto...