...tak więc stało się....


W pracy, atmosfera jak zawsze - nerwowa. Za ścianą, w sąsiednim pokoju roznoszą się wrzaski, krzyki i nieprzyzwoite słowa... Kolejny stresujący dzień. Dobrze, że się kończy. Wychodzę z bólem żołądka i wiem, że minie kilka godzin zanim mój głodny żołądek coś przyjmie do trawienia. Nim się spostrzegam jest 22.00 Czas spać, bo rano do pracy. Zanim zasnę, jeszcze raz ze stresem pomyślę o nadchodzącym dniu. O kolejnych absurdalnych sytuacjach, projektach, które miały być na wczoraj, albo tydzień temu. Wypijam melisę, żeby móc choć na chwilę zmrużyć oczy dzisiejszej nocy. Z nieustającym bólem żołądka zasypiam. 
Wstaje kolejny dzień... wtorek - podobny do dnia wczorajszego... środa... czwartek... piątek... weekend. ...poniedziałek... wtorek... każdy dzień podobny do siebie.. codziennie to samo.. nerwy i stres, przeplatany monotonią i obezwładniającą nudą... i jeszcze otaczające ze wszystkich stron, głośne, awanturnicze miasto... 


...praca, dom, kurs, praca, dom, siłownia, czasem jakieś wyjście na piwo – raz w miesiącu, jak się uda..
Życie zaczyna przytłaczać, ludzie zaczynają denerwować, praca przestaje cieszyć (o ile w ogóle cieszyła). Wszystko dookoła irytuje, miasto wysysa energię, nic się już nie chce, czuję jak bardzo mnie to zabija...Czuję jak staję się machiną, która musi to, musi tamto, siamto i jeszcze to, to i to...
A jednocześnie słyszę, że ktoś pojechał na urlop do Chorwacji, ktoś wyjechał w Alpy, jeszcze ktoś inny do Indii. Cieszę się, że inni jeżdżą, ale jednocześnie dołująca jest świadomość, że ja nie mogę. Bo mam pracę, którą muszę wykonać na czas - którego z resztą nie mam. I tak siedzę w domu, zdenerwowana po raz kolejny pracą, zdenerwowana do tego stopnia, że ręce się trzęsą, a na samą myśl o niej mechanicznie, niczym odruch obronny wyrzucam z siebie falę nieprzyzwoitych słów. 

Słyszę wewnętrzny głos, wydzierający się wniebogłosy: - aaaaa!!! Nie!!! Ja zaraz zwariuję!!!
Po chwili myślę sobie: - Zaraz, zaraz.  Przecież życie ponoć jest fajne... Szkoda zdrowia na nerwy. Ileż można siedzieć i się zamartwiać problemami wyssanymi z palca!!! 
Tak wiele razy myślałam, aby rzucić to wszystko w diabły i wyjechać gdzieś.
W końcu nadszedł ten czas. Dłużej nie dam rady! Wystarczy. 
 

....po raz kolejny.. zostawiłam pracę za biurkiem. Monotonną i stresującą. Pracę, która powinna dawać satysfakcję, a daje rozstrój żołądka.

...rzuciła wszystko i pojechała...

I tak rozpoczął się intrygujący czas włóczęgi i wielkich zmian...


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Aktywny Chillout in Hell ;)

Niewschód słońca na Wielkim Choczu

lodowce, góry, rzeki PN Skaftafell i Landmannalaugar