Gdy natura do Ciebie przemawia...



Stoimy na skraju urwiska...  przed nami rozciąga się cudowny widok na Wodospad Bogów. Potężny... piękny... majestatyczny... Goðafoss – istotnie zasługujący na swoje miano.

Huk wody grzmi w uszach, wilgotna bryza owiewa nasze twarze... a my stoimy, jak zahipnotyzowani, wpatrzeni w ogromne masy wody, opadające w dół, będące w nieustannym ruchu. 
Rozbryzgujące się na skale na tysiące malutkich drobin, błyszczących w słońcu i tworzących przepiękną tęczę. Czas się zatrzymał.
Nie ważne są inne rzeczy, problemy, brak pracy czy kłótnie z szefem. To jest daleko – niczym na drugim końcu galaktyki. Tutaj jesteś Ty i ogłuszający huk wody. Natura nie dba o to co myślisz Ty, ja czy ktokolwiek inny na świecie. Nie obchodzi ją jakie masz problemy, jakie ten świat ma problemy. Przyjmuje wszystko takie jakie jest. Jej naturą jest ruch, nieustanny, do przodu...




 ... niedaleko – jakieś sto metrów od wodospadu stoi nasz namiocik – drobny, kruchy ludzki światek. Nasz domek, malutki, ale wygodny. To dzięki niemu jesteśmy tak bardzo mobilni. Możemy się poruszać tam gdzie chcemy. Jesteśmy wolni. Wtopieni w naturę, połączeni z nią...
Natura jest jak lekarstwo, może ukoić zszargane nerwy, zranione uczucia, przemęczony umysł. Jesteś tylko Ty i Ona. Potęga natury wnika w Ciebie i z siłą wodospadu uderza Cię spokój i cisza. Po prostu jesteś, trwasz i delektujesz się magią chwili i  miejsca.



Na pewno znasz to uczucie, gdy patrząc na rzekę, mieniącą się w słońcu widzisz srebrne promyki tańczące na wodzie. Czujesz, że to skarb większy niż złoto w skarbcach. A cisza natury, szum wody – piękniejszy od muzyki najwybitniejszych twórców, śpiew ptaków – piękniejszy niż arie operowe.
W takich chwilach czujesz, że świat jest niewyobrażalnie cudowny, niewymownie piękny. I należy do Ciebie, a Ty do niego. Czujesz spokój i radość wypełniającą po brzegi każdą cząstkę Twojego ciała, każdy zakamarek Twojego umysłu. To chwile, kiedy namacalnie czujesz szczęście.
... ja poczułam, stojąc na brzegu majestatycznego Goðafoss...



Dlaczego Wodospad Bogów?
W dawnych czasach, gdy do Islandii wkraczało chrześcijanstwo, na polecenie Przewodniczącego Althingu, który się nazywał Þorgeirr Þorkelsson wyrzucono wszystkie bożki, posążki i figurki dawnych bogów do tego właśnie wodospadu, aby całkowicie rozstać się z dotychczasowymi wierzeniami.
Odtąd Islandczycy przyjęli nazwę tego wodospadu jako Wodospad Bogów – Goðafoss.
  



Myvatn - jezioromuszek


Spacerujemy brzegiem jeziora. Słoneczne promienie otulały ciepłem nasze twarze, dając poczucie cudownego letniego dnia.  Nawet w krótkim rękawku było ciepło :)
Piękny dzień, piekna okolica i wcale nie tak dużo muszek – jak sugeruje nazwa miejsca.


 
Dzięki tym właśnie muszkom, uprzykrzającym życie każdemu turyście, jest to miejsce o największej różnorodności gatunków ptaków na Islandii - raj dla ornitologów.
Spacerując po okolicy, która nosi niemożliwą do wymówienia nazwę Skutustaðagigar, podziwialiśmy ciekawe kształty wzniesień i dolin, wypełnionych wodą, bądź suchych. Zastanawialismy się nad genezą takiego ukształtowania terenu.
Lodowiec? Wulkany? Co sprawiło, że okolica wygląda tak, a nie inaczej.



Po polsku można powiedzieć, że są to pseudokratery. Wyglądają niczym wulkaniczne kratery, ale nimi nie są. Geneza ich jest zupelnie inna. Takie formy terenu powstają, gdy lawa zalewa zbiornik wodny lub tereny podmokłe. Doprowadzona do wrzenia woda przebija się przez lawę, wydostając się na zewnątrz i deformując ją.



         Bjarnarflag - gdy zapach powala Cię z nóg...
 
Dzień był piękny zatem ruszyliśmy dalej – podziwiać pola Bjarnarflag, pola geotermiczne.
Z daleka wyglądało jak fabryki, albo potężny pożar - tylko co mogłoby się tak palić, skoro nie ma tu ani jednego drzewa.



Z bliska wyglądało dużo lepiej. Piękne barwy, ciekawe fumarole, bulgoczące błota i gorące jeziorka, a nade wszystko potworny, duszący zapach zgniłych jaj. Na początku jeszcze nie tak straszny, ale pośrodku pola wręcz nie do zniesienia.

Ostrzegali nas... Mówili: „nie ma tam co oglądać, a śmierdzi tak, aż się w głowie kręci i na wymioty się zbiera.” „Oj tam – myślimy sobie – damy radę. W końcu cóż może być strasznego na polach geotermicznych?   Cóż, po chwili dowiedzieliśmy się co, kiedy walczyliśmy z odruchem wymiotnym, przechodząc przez środek pola i kierując się na pobliskie wzgórze.
 

Widok był zadziwiający ( jak wszystko na Islandii).




 
Różnorodne barwy, cudne krajobrazy,jakże inne od tych codziennych, polskich widoków...

Niestety słońce nie chciało świecić cały dzień... Będąc na wzniesieniu i podziwiając okolicę – ze zgrozą patrzeliśmy jak zbliża się potężna ulewa.. A tu nie było żadnego dachu, miejsca żeby się schować. Nic, kompletnie nic. Zatem schodziliśmy ostrożnie, ale szybko z góry, modląc się w duchu, żebyśmy zdążyli złapać stopa zanim ulewa złapie nas..

Niestety, modły nasze nie zostały wysłuchane. Zmokliśmy jak kury... Wszystko nam przemokło.
Zapach zgniłych jaj wyostrzył się, stał się bardziej duszący i drażniący gardło - wręcz nie do zniesienia.
Dość długo czekaliśmy, stojąc w deszczu, aż się ktoś zatrzyma, bo nikt nie chciał robić sobie kłopotu i brać "zmokłych kur", które pomoczą całe siedzenia.
Ostatecznie ktoś zlitował się i zatrzymał, a ulewa, zmoczywszy wszystko co się dało, poszła dalej.
Resztę dnia spędziliśmy w informacji turystycznej, tuląc się do lekko ciepłego grzejnika i susząc co się da.
Piekne widoki opłaciliśmy mokrymi ciuchami i chlupiącą wodą w butach. Tego dnia już nic więcej nas nie zaskoczyło – na szczęście.


Komentarze

  1. Podziwiam Cię Wspaniała Kobieto. Przypadkiem trafiłem na Twój blog i odtąd z wielkim zaciekawieniem będę "śledził" Twoje poczynania. Masz we mnie nowego fana. Cię pozdrawiam!
    Ropuch

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję, ale tu nie ma co podziwiać. To taki zew natury trochę, odruch naturalny.. jak się potrzebuje powietrza to się wybiega na zewnątrz... ja zrobiłam tak samo :)
    ale zaraz potem postanowiłam robić to co lubię i teraz ciężko pracuję nad przebranżowieniem się.
    Wkrótce pojawią się nowe wpisy, bo już rozpiera mnie potrzeba pisania, ale zanim to się zdarzy muszę dać z siebie wszystko, aby osiągnąć swój mały cel. W dniach 14-15 grudnia trzymajcie za mnie kciuki !!! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Cokolwiek to będzie tego 14-15 grudnia, masz moje wsparcie. Ja "czerpię powietrze" z kajakarstwa i w tych ważnych dla Ciebie dniach będę płynął z kolegą z Kazimierza do Wawy.
    Pogadamy o Tobie i odprawimy na wyspie takie nasze, tajemnicze obrzędy w intencji pomyślności Twej. Na pewno zadziała. Pa.
    Ropuch

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki :) Obyście tylko czegoś nie pomieszali w tych "tajemniczych obrzędach" :P
    14-15 grudnia mam egzamin na pilota wycieczek, więc nic mega tajemniczego :) ale do tego czasu mam sporo nauki..
    ...kajaki! cudnie :) kiedyś też się wybiorę, z pewnością :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Och! "Tajemność" naszych obrzędów jest tyle "tajemna", co i powszechna... Po prostu wzniesiemy toast(y) za Twą pomyślność. A jak bedziesz chciała "przeczołgać się" po takich zakamarkach wodnych, gdzie diabeł mówi dobranoc, daj znać. Z przyjemnością Ci w tym pomogę. Ropuch.

    OdpowiedzUsuń
  6. bliskie mi jest powiedzenie "im bardziej mokro, brudno, trudno i niebezpiecznie - tym większy ubaw" :P jestem jak najbardziej za "przeczołganiem się", tym bardziej, że chcę opanować sztukę (z zakresu survivalu) przekraczania rzek i przeszkód wodnych :D, a można by to połączyć ze spływem :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej! Włóczęgo! Spełniłem na wiślanej wyspie 3 (trzy) toasty za Twój sukces na egzaminie. Pomogło...?
    Ropuch

    OdpowiedzUsuń
  8. Super :) pewnie, że pomogło, 3 toasty za 3 częściowy egzamin :)
    Licencja pilota czeka na mnie :D
    .. teraz kolejne "wyzwania" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję! Jestem z Ciebie dumny!
      Ropuch

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Aktywny Chillout in Hell ;)

Niewschód słońca na Wielkim Choczu

lodowce, góry, rzeki PN Skaftafell i Landmannalaugar