Norwegia
Jak to się stało, że wyjechałam do Norwegii? Od czego się zaczęło?
Zaczęło się w zwykły dzień, gdy byłam w pracy. Dzień jak co dzień....
...tak więc stało się....
W pracy, atmosfera jak zawsze - nerwowa. Za ścianą, w sąsiednim pokoju roznoszą się wrzaski, krzyki i nieprzyzwoite słowa... Kolejny stresujący dzień. Dobrze, że się kończy....
Zrobić coś szalonego – samotna wyprawa „autostopem w południowej Norwegii”
Bilet lotniczy był okazją nie do odrzucenia - 2 zł w obie
strony. Musiałam je kupić. Nie było innej opcji... :) Był za to mały szkopuł – mogłam mieć ze sobą tylko
bagaż podręczny. Mały 10 kilogramowy plecak :)
Przez 2 tygodnie zwiedzałam południową Norwegię, jednocześnie szukając
pracy – bo chciałam się tam przenieść na dobre. Jeszcze wtedy naiwnie
myślałam, że
skoro potrzebują inżynierów to będą brać nawet bez znajomości języka
norweskiego. I może biorą, ale nie w mojej branży – tutaj znajomość
norweskiego
jest niezbędna.. Pracy nie znalazłam, ale za to znalazłam wspaniałych
ludzi, znalazłam życzliwość, dobroć, spokój i radość z podróżowania...
Na krawędzi...
Stalowoszare, ciężkie chmury nie nastrajają optymistycznie. Nieustająca mżawka potęguje pesymizm i niweczy wszelkie nadzieje na odrobinę słońca dzisiejszego dnia. Krople deszczu spływają po przedniej szybie samochodu, wycieraczki ledwo nadążają je odgarniać... ale ważne, że jedziemy! Dzień jak co dzień – mokry, deszczowy, ale piękny! Czemu?......
Autostop po hindusku...?
Godzina 8.00. Stoimy na przystanku, ubrani w przeciwdeszczowe wdzianka. Pogoda nas nie zaskoczyła. Jak przez cały wyjazd, tak i teraz leje cudny, równomierny, rzęsisty deszczyk. Na nadmiar ciepła nie możemy narzekać, ale na nadmiar wody – i owszem. Jest nie tylko na ulicy, ale też w naszych butach. Stoimy już godzinę....
Komentarze
Prześlij komentarz