Autostop po hindusku...?
Godzina 8.00.
Stoimy na przystanku, ubrani w przeciwdeszczowe wdzianka. Pogoda nas nie
zaskoczyła. Jak przez cały wyjazd, tak i teraz leje cudny, równomierny,
rzęsisty deszczyk. Na nadmiar ciepła nie możemy narzekać, ale na nadmiar wody –
i owszem. Jest nie tylko na ulicy, ale też w naszych butach. Stoimy już
godzinę. Auta jadą ciurkiem, jeden za drugim, ale żaden się nie zatrzymuje.
Jadą, a nawet pędzą, bez zwalniania.
Na to miejsce podwiózł nas mój dobry znajomy z Bergen (ten sam, który podarował mi nóż na tę przygodę, abym miała czym się bronić przed Hindusem). Jego córka wielokrotnie zaczynała stąd swoje podróże autostopem, więc to jest dobre miejsce. Tylko dlaczego się nikt nie zatrzymuje? Może dlatego, że jest ze mną Hindus..? Myślę - Samej z pewnością było by łatwiej... Ale plan jest inny.
Trasa z Bergen do
Oslo to jakieś 500 km. Trochę dużo jak na 1 dzień „łapania stopa”. Mogłoby mi
się to nie udać. Pół biedy, gdybym miała namiot, albo chociaż płachtę biwakową.
A ja nie miałam nic. Kompletnie nic. Dwa duże worki na śmieci i tyle... Teraz bym
powiedziała, wyśmiewając się z własnej niezaradności:
– Ale z ciebie survivalowiec. Żałosne, hehe,
nie umiesz sobie poradzić bez „cudów cywilizacji”. Umiesz polegać tylko na
produktach turystycznych ułatwiających życie, luksusach, których jednak teraz
nie masz.
Teraz to
wiedziałabym jaki użytek zrobić z tych dwóch worków na śmieci, ale wtedy... na
szczęście nie były potrzebne. Miałam bowiem pomysł :), a to lepsze niż worki ;P
Wymyśliłam sobie
przebiegły plan: trasę z Bergen do Oslo przemierzymy razem z Hindusem z Kristiansand. On załatwi namiot i rzeczy potrzebne dla siebie i będziemy spać
gdzieś na trasie. Początkowa wersja była taka, że mieliśmy chodzić razem po
górach, ale w związku z jednostajnym, uprzykrzającym życie deszczem, plany zmieniły się – na lepsze
dla mnie :)
Ja będę miała to co chcę, czyli dach nad głową w nocy, a on będzie miał
pierwszy w życiu biwak i przygodę z autostopem.
...i dlatego stoimy
teraz razem w deszczu. Ale ja się cieszę i jestem spokojna, bo wiem, że będę
miała zapewniony dach nad głową dzisiejszej nocy. W sumie to sprawdziłam się
jako survivalowiec – poradziłam sobie i przetrwałam w trudnej sytuacji ;P
Po dwóch godzinach
oczekiwania, jeden z pędzących kierowców zlitował się nad nami i nas zabrał.
Okazało się, że jedzie na tydzień na polowanie do Parku Narodowego
Hardangervidda. Było to mocno widoczne w momencie, gdy wkładaliśmy plecaki do bagażnika. Leżały tam dwie skrzynki napojów wyskokowych, dwie torby z
jedzeniem i jeszcze jakieś butelki. Polowanie musiało być szczególnie udane.
Później podróż
przebiegała płynnie, aż do następnego „punktu martwego” tuż przed wjazdem do
najdłuższego tunelu drogowego na świecie Lærdalstunnelen (24,5 km). Tam,
na szczęście zaświeciło słoneczko, które nas rozweseliło J Ku mojemu zaskoczeniu mój Hindus wyjął drugą parę butów i skarpetek ze
swojego ogromnego plecaka (który był większy – na jedną noc, niż mój – na dwa
tygodnie).
– Przecież nie będę
stał w mokrych butach – mówi, widząc moje zaskoczenie. – Trzeba dbać o to, aby
stopy były suche.
– Moje stopy są
mokre od ponad tygodnia, ale co tam... dzień jak co dzień – odpowiadam
z uśmiechem. – Moje podeszwy są jak sito, tylko niektóre dziury są zatkane kamieniami – tłumaczę pokazując wystające kamyczki z podeszwy (chyba jeszcze zabrane z Dolomitów przed miesiącem). – Ale spoko, jeszcze tydzień i się wysuszę (jak wrócę do domu) :)
z uśmiechem. – Moje podeszwy są jak sito, tylko niektóre dziury są zatkane kamieniami – tłumaczę pokazując wystające kamyczki z podeszwy (chyba jeszcze zabrane z Dolomitów przed miesiącem). – Ale spoko, jeszcze tydzień i się wysuszę (jak wrócę do domu) :)
Po niecałych dwóch
godzinach zabrało nas dwóch sympatycznych Norwegów (ojciec z synem). Z nimi bez
większych przygód dojechaliśmy na miejsce noclegu, polecone przez nich.
... wysepka, otaczająca
ją rzeka, kilka drzewek i nasz namiocik... – tak oto wyglądał nasz biwak.
Miejscówka całkiem sympatyczna, choć mój towarzysz nie wyglądał na
przekonanego. Z powątpiewaniem popatrzył na rzekę i rzekł:
– Nie wiem czy biwak
nad brzegiem rzeki jest dobrym pomysłem. W Indiach coś takiego jest nie do
pomyślenia, tam nigdy bym czegoś takiego nie zrobił. A co jak nas zjedzą
krokodyle? Albo węże? – spytał uśmiechając się.
– Tutaj mogą cię co
najwyżej zjeść żaby albo ślimaki – odpowiadam z przekąsem.
– No i wszechobecne,
krwiożercze komary – dodał, zabijając co chwilę jakiegoś.
Wieczorem siedzimy
na karimatach, zajadając zimną, suchą kolację i rozmawiając wesoło. Hindus –
jako, że mięsa nie je, zajada jakieś wafelki, kanapki, owoce i warzywa
popijając sokiem. Ja natomiast, wspominając „islandzkie hot-dogi własnej roboty”,
zaopatrzyłam się wcześniej (w najtańszym sklepie w Norwegii „KIWI”) w
przepyszne parówki (najtańsze za jedyne 12 zł za kilo) i chlebek, z zapałem
zawijam parówki w chleb i wcinam ze smakiem. Do tego pyszny krem czekoladowy
(tańsza wersja nutelli) i woda z kranu. Takie tam – tanie turystyczne jedzenie. :)
Noc upłynęła
spokojnie, bez ataków wygłodniałych krokodyli ani jadowitych węży. Zanim jednak
mój towarzysz zasnął, wiercił się i marudził jak dzieciak. Że mu ciasno, że nie
wygodnie, że zimno, to znów że gorąco... No cóż, pierwsza noc w namiocie i
śpiworze nie musi należeć do najprzyjemniejszych, w końcu nie wszyscy lubią spać
w takich warunkach. Gdy w końcu usnął i nastała cisza tak głęboka, że i ja
mogłam zmrużyć oko, coś innego zmąciło mój spokój. Wśród nocnej ciszy usłyszałam
tak głośne chrapanie, jakby w lesie trwał wyrąb lasu.
– No nie, wprost
cudownie – myślę, ale zaraz upominam siebie w duchu – ej, nie jest tak źle,
masz dach nad głową i jest całkiem ciepło :)
Rano o godzinie 8.00,
gdy wygramoliłam się z namiotu, zastałam stojącego przed wejściem Hindusa ze
skwaszoną miną. Po chwili usłyszałam, że tak niewygodnego noclegu jeszcze w
życiu nie miał (w końcu to jego pierwsza noc pod namiotem).
- Od godziny 6.00 rano nie mogłem spać, więc wyszedłem przed namiot. Siedzieć tutaj też się nie dało, bo trawa była mokra! A od tego wszystkiego jestem niewyspany, wkurzony i bolą mnie nogi!! - opowiada ze złością. Wniosek nasuwa się sam... biwak, chyba nie należał do najprzyjemniejszych wydarzeń ostatniego tygodnia dla mojego towarzysza.
- Od godziny 6.00 rano nie mogłem spać, więc wyszedłem przed namiot. Siedzieć tutaj też się nie dało, bo trawa była mokra! A od tego wszystkiego jestem niewyspany, wkurzony i bolą mnie nogi!! - opowiada ze złością. Wniosek nasuwa się sam... biwak, chyba nie należał do najprzyjemniejszych wydarzeń ostatniego tygodnia dla mojego towarzysza.
Następny dzień był
pozbawiony przygód. Może poza jednym facetem, który nas dowiózł do samego Oslo.
Ów mężczyzna, wyglądający trochę podejrzanie, bardzo chciał nam pokazać
wysepkę, na której znaleziono ciało zamordowanej przed dwoma tygodniami 26 letniej
dziewczyny. Była to głośna sprawa, która bardzo poruszyła mieszkańców Norwegii,
gdyż morderstwa nie zdarzają się tam zbyt często. Norwegia uchodzi raczej za
bezpieczny kraj. No ale wygląda na to, że wszędzie znajdzie się jakiś psychol...
Trochę baliśmy się,
że właśnie na takiego trafiliśmy, ale poza okazaniem przez niego nadmiernego
zainteresowania miejscem popełnionej zbrodni, na szczęście nic więcej się nie
wydarzyło. Po prostu dotarliśmy do celu. Deszcz nie padał zbyt mocno, Hindus
nie zmieniał butów, nic wielkiego się nie działo. W Oslo wypiliśmy razem kawę na
zakończenie podróży i rozstaliśmy się w zgodzie.Mój towarzysz, mimo wszystko zapewniał mnie, że bardzo mu się podobała nasza podróż i fajnie się bawił. (Nie wnikałam na ile jest to prawda).
Teraz przede mną
było już tylko oczekiwanie na samolot powrotny. Zanim jednak ruszyłam na
lotnisko, odwiedziłam znajomego Brytyjczyka Murzyna, u którego byłam na
początku podróży. Następnego dnia szczęśliwie wróciłam do domu.
Komentarze
Prześlij komentarz