Niewschód słońca na Wielkim Choczu

Był rok 2010, wrzesień (dokładnie 6 lat temu). Tylko 6 lat temu..
Pięknego wieczoru, albo poranka, wpadł mi do głowy pomysł, że zanim zaczną się zajęcia (studiowałam wtedy zaocznie w Krakowie, co dwa tygodnie dojeżdżając z Jeleniej Góry - gdzie mieszkałam i pracowałam), pojadę na weekend w góry, biorąc dodatkowy poniedziałek wolny. 

I tak też zrobiłam. Górami wybranymi były Tatry oczywiście. Pojechałam sama, bo nikt przy zdrowych zmysłach nie jechałby z Jeleniej Góry na (tylko) weekend w Tatry. Ale ja pojechałam. Przeszłam sobie spokojnie jesiennym szlakiem (to nic, że śnieg już leżał) obok pięknych Wodogrzmotów Mickiewicza, Doliną Roztoki (tak, tak, tam gdzie niedawno znaleziono szczątki ludzkie ...), mijając śliczną Silkawę prosto do Schroniska w Dolinie Pięciu Stawów. Trasa prosta, banalna wręcz, do tego bezpieczna i mało wymagająca, po całonocnej podróży autobusem - idealna. Kojąca cisza, lekki deszczyk, żadnych ludzi i na szczęście żadnych niedźwiedzi - cud, miód i śmietana :) 

jesień..

W schronisku, jak to w schronisku - tłumy, ale przynajmniej ciepło i nie pada. Coś ciepłego się zjadło, wypiło, porozmawiało, (dużo łatwiej nawiązać kontakty, kiedy jeździ się samotnie..) Generalnie była wielka impreza integracyjna polsko-czesko-słowacka, która skończyła się grupo po 2 w nocy. Nocleg? Pokoje wszystkie oczywiście zajęte, a mi pozostał stół, szeroki i twardy ;)
Następnego dnia średnio byłam wyspana, ale plan był taki, aby przejść przez Zawrat do Zakopanego. Jednak wieczorne opowieści o śniegu po pas nie brzmiały zachęcająco dla osoby, bez sprzętu.. (w końcu miała być tylko jesień), ale co tam... poradzę sobie, a dla pewności "przyczepiłam się" do czterech wyposażonych w raki i inne zimowe sprzęty Warszawiaków, sądząc że będę z nimi bezpieczna. No więc byłam ... tak wolno przez góry jeszcze nie szłam... ale doszłam ;)   Warszawiaki doprowadzili  mnie ;)  do Zakopanego oczywiście.

 piękne widoki - prawda...?

Wieczorem natomiast... - czekał mnie plan na kolejny dzień, a właściwie noc...
Planem był wschód słońca na Wielkim Choczu (Słowacja). A skąd taki pomysł...?

Będąc na studiach w Krakowie, zapisałam się na forum takich wariatów, co każdy weekend spędzają w górach.. Weekendy.eu czy jakoś tak..  Idealnie pasowało mi to towarzystwo i w sumie dość często, zamiast na zjazd jeździć to ja ...myk, myk i w góry... :) no i któryś z tych wariatów zaproponował wschód słońca akurat wtedy, gdy ja wracałam z Tatr. Tak więc szybka kolacja w Krakowie na stacji benzynowej, szybkie poznanie się z chłopakami (przed wyjazdem) i heja na trasę..
...bez ubezpieczenia, mapy i gwarancji, że jedziemy w dobrą stronę, ciemną nocą, zmęczona całodziennym wędrowaniem, beztrosko zasnęłam na tylnym siedzeniu, w aucie, z dwoma facetami, których dopiero co poznałam... Obudziłam się o 2 w nocy w ciemnym lesie, za granicą, nie wiedząc dokładnie gdzie ... -  ale ludzie, którzy prawdziwie kochają góry - zawsze są dobrzy, a z takimi właśnie byłam ... ;) 

..ale wracając do drogi.. pamiętam niewiele, ale był to niezapomniany niewschód słońca :)
Gdy już wytarabaniłam się z samochodu, zorientowałam się "co ja tu robię i kim są ci faceci, którzy na mnie czekają", rozpoczęła się wędrówka w górę. Znowu pod górę... jak w tej piosence debilnej.... z góry pod górę z góry pod górę.. [to tylko wtajemniczeni będą wiedzieć o co chodzi.. ;) ] 
..cóż.. jak już tak z radością wchodziłam sobie pod górę, czułam orzeźwiający chłód nocy i mokre tchnienie lasu. Szum wiatru rozbudził mnie, a zmęczenie minęło bez śladu. Chłopaki coś opowiadają wzajemnie o wędrówkach na MtBlanc (jeden z nich wrócił dzień wcześnie), albo o wschodach słońca na Babiej Górze (ten wschód dopiero zaliczę ;) ). Ja natomiast idę w milczeniu, bo brak kondycji i zmęczenie odbiera mi dech..
Chwila przerwy, łyk wody, podziwiamy niebo.. ślicznie rozgwieżdżone.. Panowie opowiadają o konstelacjach.. (których ja oczywiście nie widzę, ale grzecznie podziwiam..) o gwiazdozbiorach letnich, zimowych.. Pięknie o tym rozprawiają, że jakiś tam gwiazdozbiór już się pojawił, że jakiś zachodzi... (dobry sposób na podryw, tylko dziewczyna musi być bardziej kumata niż ja ;) ) ale z tej zadumy wyrywa nas dźwięk niepasujący nijak do tej sielanki....  Ryk.. zwierzęcia jakiegoś oczywiście.. jakbym była wówczas sama, to chyba bym... no właśnie.. nie pojechała na żaden wschód, ale szczęśliwie byli ze mną Panowie. "Obronią mnie" - myślę, ale spojrzawszy na nich i na ich przerażenie myślę "no cóż, przynajmniej zginę młoda i piękna.. i nierozważna.."  ale Panowie zachowawszy zimną krew oznajmili, że to rykowisko jeleni (choć ja im nie wierzyłam, widząc jak szybko spitalają na przełaj, prosto pod górę, omijając szlak). Szczęśliwie nie zginęłam, a będąc na górze, dużo wcześniej niż planowaliśmy, cieszyłam się na piękny wschód słońca - który wynagrodzi nam chwile strachu i trudy wędrówki. Zimno było na wierchu jak diabli.. przezornie wzięłam swój śpiwór, ogromny jak tyłek trolla, ale za to ciepły i zawinęłam się jak w pierzynę, do tego ciepła herbata w termosie i można czekać na piękny wschód.  Jutrzenka była nieziemska... czerwona łuna nad horyzontem, gwiazdy na niebie.. miodzio. 
Doliny połknięte przez mleczne rzeki, Tatry, czarne jak węgiel, wystające ponad morze mgieł, świt przebijający ciemność pierwszym nieśmiałym blaskiem... 
 
 fot: fotowierzchowski.wordpress.com
  fot: fotowierzchowski.wordpress.com

Mieliśmy chwilę, aby nacieszyć się tym cudem natury.. Kuba zdążył zrobić kilka zdjęć.. po chwili mleczna chmura, wypełniająca doliny, zamieniła się w morze waty cukrowej, wypełniającej każdy centymetr przestrzeni między nami. Tego dnia słońce nie wzeszło... tego dnia  wschodziła tylko mgła, która pokryła wszystko, łącznie z tym, co pod naszymi nogami. Gęsta, biała firana zasłoniła nasz spektakl, zanim się w ogóle zaczął, niczym kotara zasłania scenę w teatrze. Pozostał niesmak... 

Kilka lat później natknęłam się na opis tych wydarzeń w internecie. Chłopaki widzieli to trochę inaczej niż ja ;) ale tak to już jest.. każdy ma swój świat :D 

A tak powinien wyglądać ten świat na Wielkim Choczu o wschodzie słońca ;) 
Zdjęcia zrobił Kuba, dwa lata później :)

Pozwoliłam sobie ukraść zdjęcie od Kuby, zapożyczone z jego strony: fotowierzchowski.wordpress.com




... tak mnie na wspominki wzięło coś ...



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Aktywny Chillout in Hell ;)

lodowce, góry, rzeki PN Skaftafell i Landmannalaugar