do lasu, do lasu - spędzić trochę czasu.

 Dzień za dniem leci, czas ucieka jak przez lejek, proza życia i powtarzalność dni zabija wszelakie przejawy optymizmu. Do tego za oknem ni to śnieg, ni to deszcz. Przez ostatnie miesiące trwa taka zima, jakby jej  się nie chciało zaangażować bardziej .. szaro buro i ponuro. 

Człowiek nawet chciałby się bardziej zaangażować w życie, coś przedsięwziąć zaplanować, jak za dawnych czasów, ale planowanie z bąblem u boku jest o niebo trudniejsze.

Jednak pewnego dnia klamka zapadła , dojrzało we mnie to co kiełkowało od dwóch  - jadę z Basią na biwak do lasu ! Choćby skały sr..ały jadę . 

Był marzec, pierwszy dzień wiosny- pogoda idealna 👌 w dzień 24 a w nocy 7 (czyli całkiem prawie cieplutko ;)  ) 

Zapakowałam plecor: dwa śpiwory, dwie karimaty, namiot, pieluchy ciepłe rzeczy do spania, i jedzenie (nie wiem jak to wszystko tam upchałam). 

Wzięłam wózek ( bo przecież daleko a nie będę dziecięcia jeszcze na rękach nosić) no i pojechały my do lasu spędzić trochę czasu.

Gdy wypakowywałam rzeczy na parkingu, przechodnie dość dziwnie się patrzyli - bo kto normalny bierze plecak wielkości góry lodowej na spacer do lasu.

Rozumiem gdybym miała z boku przytroczoną siekierę - ale z drugiej strony - nigdy nie mówiłam, że jestem normalna ;) 

Buba w wózeczku, mama z plecakiem - i w drogę. 


Miałyśmy do przejścia jakieś 3 km. Początek zapowiadał się dobrze, Buba podziwia przyrodę z pozycji wózka a mama prężnym krokiem idzie ku zielonemu. PO 10 minutach ciekawa świata (i kałuż) Buba wyłazi z wózka ze stanowczym „ ja sama!”. No i skończyło się rumakowanie ;) teraz idziemy z prędkością pijanego ślimaka podziwiajac każdą kałużę kamyk i gałązkę. Pochylamy się nad każdą roślinką , niczym wprawny Paszczak, zgłębiający tajniki ziółek. 


Bardzo lubię spacerowanie z córką… 🙈

Po dwóch godzinach wędrówki, przyszedł czas na drzemkę. No i plecak musiał zrobić miejsce w wózku dla córki, zatem matka zarzuciła plecak na plecy , dziecię do wózka i nadrabiamy kilometry narzucając odpowiednie tempo i nie omijajac żadnej dziury- bo im bardziej trzęsie tym lepiej się śpi.

W międzyczasie dogonił nas kolega - nasz leśny strażnik i sherpa w jednym ;) gdy odnaleźliśmy miejscówkę Łukasz przeniósł plecaki wózek i swój rower na miejsce biwaku, które było najbardziej uroczym miejscem jakie widziałam od kilku lat. 


Był marzec zatem czosnek niedźwiedzi robił niezwykły klimat i wspaniale się prezentował. 

Zrobiliśmy ognisko, rozbiliśmy namiot i hamak. Pyszne pieczone kiełbaski, jabłuszka i tosty smakowały jak wystawny obiad w 5* hotelu:) do tego ziemniaczki i pieczony w ognisku kurczak. Wybornie. 


Za piaskownicę robiły nam kretowiska, za huśtawkę hamak, a za drabinki i ścieżki sensoryczne- powalone drzewa, których kora była gruba niczym skóra starego wieprza. 

Kwiatki i huby były ukrytymi skarbami, a z pomarańczy i czosnku niedźwiedziego powstały łódeczki piratów leśnych. 



Bogata wyobraźnia nie pozwalała nam się nudzić, a bliskość natury i poranny śpiew ptaków wynagradzał trudy nocy (którą wcale nie była super zimna - było całe 7 stopni C) 

Wyprawa była cudna, zdjęcia uzupełnię jak znajdę a hubę mamy do tej pory ;) 

Polecam takie wyprawy z Bombelkami ❤️


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Aktywny Chillout in Hell ;)

Niewschód słońca na Wielkim Choczu

lodowce, góry, rzeki PN Skaftafell i Landmannalaugar