Był rok 2010, wrzesień (dokładnie 6 lat temu). Tylko 6 lat temu.. Pięknego wieczoru, albo poranka, wpadł mi do głowy pomysł, że zanim zaczną się zajęcia (studiowałam wtedy zaocznie w Krakowie, co dwa tygodnie dojeżdżając z Jeleniej Góry - gdzie mieszkałam i pracowałam), pojadę na weekend w góry, biorąc dodatkowy poniedziałek wolny. I tak też zrobiłam. Górami wybranymi były Tatry oczywiście. Pojechałam sama, bo nikt przy zdrowych zmysłach nie jechałby z Jeleniej Góry na (tylko) weekend w Tatry. Ale ja pojechałam. Przeszłam sobie spokojnie jesiennym szlakiem (to nic, że śnieg już leżał) obok pięknych Wodogrzmotów Mickiewicza, Doliną Roztoki (tak, tak, tam gdzie niedawno znaleziono szczątki ludzkie ...), mijając śliczną Silkawę prosto do Schroniska w Dolinie Pięciu Stawów. Trasa prosta, banalna wręcz, do tego bezpieczna i mało wymagająca, po całonocnej podróży autobusem - idealna. Kojąca cisza, lekki deszczyk, żadnych ludzi i na szczęście żadnych niedźwiedzi - cud, miód i śmieta
Komentarze
Prześlij komentarz