... gdy się wchodzi pod Górę Marzeń....

Na blogu ostatnimi czasy trwa susza... nic się nie dzieje... ani jednego nowego wpisu. Ale jest nadzieja... zdobywane ziarna wiedzy zapuszczają korzonki i niedługo wypuszczą mocne, zielone pędy, a do tego znajdzie się chwila na dalsze uzupełnianie niedokończonych relacji z wypraw :)
 
Dlaczego posucha? Otóż dlatego, że przekwalifikowanie wymaga czasu i zaangażowania się.



Kursy + nauka w domu = całe dnie zajęte. Do tej pory codzienny kurs języka norweskiego zajmował mi cały dzień. I chociaż zajęcia nie trwały od rana do wieczora, to jednak odbywały się w porach uniemożliwiających podjęcie jakichkolwiek konstruktywnych działań i rozbijały dzień na strzępy. Godziny 14.00 - 18.00 zdecydowanie nie są najlepsze. Ale mimo, że pierwszy, niezwykle intensywny etap już za mną, to jednak nie oznacza to, że obecny miesiąc będzie mniej intensywny - wcale nie. Ale jest plus - będę miała więcej czasu, bo zajęcia są od 8.00 do 12.00. Oczywiście czas ten będę musiała poświęcić na pisanie opowiadań po norwesku, robienie ćwiczeń i słuchanie dialogów. A oprócz tych niezwykle przyjemnych zadań będę jeszcze się przygotowywać do egzaminu na pilota wycieczek - mam tylko jedno podejście.

Jak już gdzieś, kiedyś pisałam, rozpoczęłam spełnianie marzeń. Chcę robić to, co lubię i BĘDĘ to robić :D
Tyle, że droga do marzeń jest niezwykle długa i żmudna. Każdy dzień wymaga wielkiego wysiłku. I nie chodzi mi tylko o wysiłek zdobywania umiejętności, ale również o wysiłek NIE MYŚLENIA NEGATYWNIE o przyszłości i realizacji marzeń. Najlepiej w ogóle nie myśleć negatywnie, ale często się nie da... Wszyscy coś wiedzą na ten temat...
Tak więc codziennie przypominam sobie po co to wszystko, że WARTO walczyć o marzenia, nawet jeśli jest tak trudno, nawet jeśli są wątpliwości - trzeba iść na przód. I chociaż świadomość niepewności, wizje upadku kreowane przez umysł nawiedzają mnie cały czas, to silnie negatywne wspomnienia ostatniej pracy dają niezwykle silną motywację. Niechęć do powrotu do biura jest większa od strachu i niepewności, które są przede mną.

Każdy dzień jest krokiem pod górę - górę moich marzeń. A najpiękniejsze są chwile, gdy widzę coraz większe możliwości, gdy widzę efekty. Wówczas moja wiara w osiągnięcie sukcesu rośnie do niewyobrażalnych rozmiarów. Wiem, że nastanie taki dzień, kiedy rozglądając się do okola, zobaczę wspaniałe widoki, a przebyta droga pokaże jaki kawał dobrej roboty został zrobiony. Tak jak wchodziłam na szczyty w Dolomitach - tak samo teraz - na szczyt moich marzeń. :)


Wiem, że niepewność i strach będzie mi już zawsze towarzyszył, bo kreowanie własnej przyszłości jest zawsze związane z podejmowaniem nowego ryzyka. Jak pokonam wyzwanie w postaci egzaminu, to przyjdzie kolejne w postaci pierwszej wycieczki, potem jakiś kolejny "pierwszy raz" i kolejny, i kolejny. I tak już zawsze.

W książce "Zdobądź to o czym marzysz" (tak, możecie się śmiać, czytam książki motywacyjne, które podpowiadają mi co i jak mam robić, a mówią głównie o tym, żeby zawsze coś robić i nie poddawać się negatywnym myślom)... No więc w tej książce przeczytałam, że zwycięzcą jest ten, który czuje się komfortowo w sytuacji stresującej czy niekomfortowej. Tak więc muszę się przyzwyczaić do tego, że już zawsze będzie mi towarzyszył strach i niepewność. Będą w tle, niczym jakieś szumy, zakłócenia.

Trzeba ciągle myśleć POZYTYWNIE i wierzyć, że to co robię ma sens, wtedy się uda :D
No i wsparcie innych też jest potrzebne. Wsparcie, inspiracja, dobre słowo (...i tutaj po cichutku proszę o to moje małe grono czytelników.....)
Wam również życzę, aby ogarnęła Was pozytywna energia, uśmiech i wiara w wasz cel, trzeba się wzajemnie wspierać :)



Komentarze

  1. Oj ode mnie zawsze możesz liczyć na dobre słowo, w końcu nic nie ginie w przyrodzie... :D Pamiętaj, że Twoje życie już inspiruje "coponiektórych" ;) Dałaś mi kopa i energię do realizowania własnych marzeń, jeśli jeszcze nie tych największych, to przynajmniej do dążenia żmudną drogą z paroma "stacyjkami" na trasie. I choć mnie też wiele czarnych myśli nieraz dopada, to przecież w życiu żałuje się nie tego, co się zrobiło, a tego, czego się zaniechało... Ty wiesz, że zanim trafiłam tu do Ciebie, to też była moja myśl przewodnia? :) Nie zapominaj nigdy o tych słowach, które sama przecież zacytowałaś - bo nawet, jeśli wydaje Ci się czasami, że coś nie ma sensu, to jest oczywistą nieprawdą, wszystko ma jakiś sens, każdy skutek jest zarazem przyczyną czegoś następnego... Życie to proces, tak jak i podróż :) Nie ustawaj w swojej podróży do najważniejszego celu, do osiągnięcia szczęścia :) ...Tylko nie zapominaj po drodze rozglądać się na boki, żebyś miała też jakieś dobre wspomnienia w nieraz żmudnej wędrówce ;)

    Pozdrawiam i gratuluję wytrwałości, którą niezmiennie mi imponujesz :) Tak trzymaj!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Niszka. :)
    dobre słowa zawsze są dobre, miłe i pożądane :)
    Muszę się pochwalić skończonym kursem języka norweskiego :) i ciężką wytrwałą pracą i nauką na wejście na kolejny mały szczycik - egzamin.
    Były też porażki, :/ ale to był chyba policzek na otrzeźwienie, abym nie zachłystywała się marzeniami, tylko konsekwentnie, skrupulatnie szła do góry, nie zbaczając z drogi....

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Aktywny Chillout in Hell ;)

Niewschód słońca na Wielkim Choczu

lodowce, góry, rzeki PN Skaftafell i Landmannalaugar