Pierwsze zderzenie z islandzkimi krajobrazami.
Islandzkie
krajobrazy tak bardzo różnią się od europejskich, że można doznać szoku. Po przylocie na wyspę, poczujesz
się jak w innym świecie.
Pierwsze
słowa jakie się nasuwają – łyso tu jakoś...nieswojo... nie komfortowo... – no tak... łyso, bo tu w ogóle nie ma
drzew.
Jak
okiem sięgnąć "pola lawy" – głazy i kamienie, porośnięte mchem. Przecina je tylko droga asfaltowa. Nic
więcej, żadnych drzew, żadnej trawy, zarośli. Jedynie ołowiane ciężkie chmury,
przykrywające wierzchołki gór i zwiastujące kolejną porcję deszczu.
Gdy już
otrząsnęliśmy się z szoku, zreflektowaliśmy się, że należy jak najszybciej
przystąpić do łapania stopa, ponieważ wszystkie auta, które przyjechały po
kogoś na lotnisko zaraz odjadą i wówczas nastanie niespotykana cisza. Nawet liść na wietrze
się nie poruszy – bo nie ma drzew.
Polka, która nas podwiozła do stolicy Islandii pomogła nam wybrać odpowiedni kierunek podróży. Okazało się bowiem, że na południu
rzeka zerwała jedyny most, łączący wschodnią stronę wyspy z zachodnią. Stało się
tak przez wybuch wulkanu, który stopił masy lodu pokrywające go, zamieniając je
w rwącą rzekę.
Niesamowite, jak ogromne masy wody musiały się wytworzyć podczas wybuchu wulkanu pod tym lodowcem. Równie niesamowite jest to, że tak przerażające i niespotykane rzeczy dzieją się w bezpośrednim sąsiedztwie cywilizacji. Mieszkańcy Islandii zapewne już przywykli do tego typu aktywności natury i nie poświęcają już takim zjawiskom zbytniej uwagi. Żyją sobie, pochłonięci swoimi sprawami.
Po szczegółowej relacji Polki na temat przejezdności dróg, postanowiliśmy ruszyć w Interior...
Ale najpierw Reykjavík.
Miasto jak miasto. Nic szczególnego.Nowoczesne, ładne, czyste – nudne. A jednak, tutaj też można znaleźć przepiękne
miejsca: niewielkie wodospady, kwiaty, rzeczkę, zające kicające po łące.
Komentarze
Prześlij komentarz